Floating to unoszenie się na powierzchni „wody” w specjalnie do tego celu przeznaczonej kabinie. Woda w kabinie to 0,7 m3 wysoko nasyconego roztworu siarczanu magnezu o temperaturze ok 35⁰C. (25 cm głębokości w której rozpuszczone zostało 500 kg soli)
Kabina floatingowa ma długość 220 cm, szerokość 150 cm i 200 cm wysokości. Jest idealnie wyciszonym i zaciemnionym pomieszczeniem co umożliwia odcięcie się osoby korzystającej z floatingu od wszelkich bodźców zewnętrznych takich jak światło, zapach, dźwięki, smak i dotyk.
Zabieg unoszenia się na wodzie bez bodźców zmysłowych wcześniej był znana jako deprywacja sensoryczna obecnie jako terapia ograniczenia bodźców środowiskowych (z ang. R.E.S.T. – Restricted Environmental Stimulation Therapy).
Wysokie stężenie roztworu sprawia, że osoba uczestnicząca w sesji floatingu utrzymuje się na powierzchni wody i nie działa na nią siła przyciągania ziemskiego. Powoduje to zminimalizowanie sygnałów sensorycznych z kanałów: termicznego, dotykowego, ruchowego, grawitacyjnego i propriocepcyjnego.
Jednym zdaniem, to środowisko, w którym możesz oderwać się od wszelkich bodźców oraz osiągnąć równowagę zarówno fizyczną jak i psychiczną. A jeszcze prościej, to niesamowity sposób na relaks, regenerację organizmu i ukojenie bólu.
Floating jest tajemniczy. Zagadkowy.
Samo słowo floating pochodzi od angielskiego wyrazu float co oznacza – unosić się. Obecnie, na świecie najczęściej używa się pojęcia Floatation-REST (Reduced Environmental Stimulation Therapy).
Floating polega na unoszeniu się na powierzchni roztworu wody i soli EPSOM w specjalnie przygotowanej do tego kabinie.
Historia floatingu sięga lat pięćdziesiątych XX wieku, kiedy dr. Jay Shurley i John Lilly w National Institute of Mental Health zainteresowali się zrozumieniem, jak ludzki
mózg reagowałby na środowisko pozbawione zewnętrznych bodźców sensorycznych.
Po wielu latach badań dobroczynny wpływ na ciało, emocje i myśli pozbawieniu człowieka wrażeń zmysłowych został naukowo udowodniony.
Obecnie dzięki stworzeniu przestronnych i przyjaznych dla użytkownika kabin następuje szybki wzrostu popularności tej metody.
A co się dzieje w kabinie?
Dzieje się nic. Aż NIC.
Wyłączamy zmysły. Po kolei. Najpierw węch i smak, potem słuch i dotyk, a na końcu wzrok. Zostajemy w przestrzeni bez bodźców. Nasz umysł zwalnia, po czym stopniowo wyłącza się, aż dosłownie „zatrzymuje się”. Takie jest przynajmniej poczucie.
W efekcie ciało się rozluźnia, staje się lekkie, lewituje. Zatracamy granice między sobą a otoczeniem. Rozprzestrzeniamy się na cały wszechświat. Doświadczamy poczucia, że nie jesteśmy ciałem, ani kłębkiem myśli, ani emocjami. Dotykamy tajemnicy człowieczeństwa, naszej naturalnej tożsamości.
Jesteśmy.
Kto nie próbował, zapraszam.
Piotr Kolmas